# Dzień 1
Wyjazd postanowiliśmy zrobić w miarę niskobudżetowy, dlatego pierwsze miejsce, w które się udaliśmy był Bar Mleczny Małgośka. W sumie poszliśmy tam trochę w ciemno, ale jako że z Mariana trochę sknera, byliśmy już strasznie głodni po podróży, to skusiliśmy się przez atrakcyjne ceny na wystawionej przed barem tablicy i obecność wielu osób. Wybraliśmy zestawy devolay+frytki, do tego ja wzięłam surówkę. Dwa dania wyniosły nas łącznie 27 złotych. Pierwsze wrażenie, gdy zobaczyliśmy listę dań? Wow! Wracamy jutro na śniadanie, tania jajecznica, parówki. Niestety, nawet jak na tak niską cenę, spotkało nas rozczarowanie. Devolay smakował, jakby był dziesięciokrotnie odgrzewany, frytki nie za specjalne i nieszczęsna surówka. Była z pekińskiej, kukurydzy i marchewki, ale zrobiona totalnie na słodko. Nie mój klimat. Nie było to najgorsze danie jakie jadłam, byliśmy okropnie głodni więc poza surówką zjedliśmy ale zdecydowanie poniżej średniej i wolałabym zjeść już zestaw w Mc Donalds. Następnego dnia na śniadanie oczywiście nie wróciliśmy.
Kolejnym miejscem, w jakie się udaliśmy(wprawdzie tylko na piwo,bo ceny dań były ponad nasz budżet i byliśmy już w miarę najedzeni), był Jan Olbracht.
Wybraliśmy je z dwóch powodów: 1. Poleciła to miejsce pani z innej knajpy na starówce, mówiąc, że na pewno znajdziemy tam coś dla siebie 2. Wcześniej spotkaliśmy parę z kołem do losowania zniżek( Marian wylosował 25% zniżki na piwo, ja 13%). Po otwarciu drzwi byłam oczarowana. Miejsce z super klimatem. Po lewej stronie rozciągał się podświetlony bar, a po prawej stronie były stoliki w beczkach.Miejsce ma własny mini browar, dzięki czemu raz w miesiącu ważone jest inne piwo specjalne. Ja wybrałam grzańca z piwa piernikowego,a Marian piwo piernikowe na zimno. Po zniżkach nasze trunki wyniosły 10,44 zł za grzańca (normalnie 12 zł) i 7,5 zł za zimne (normalnie 10 zł). Jan Olbracht ma także w ofercie zestawy degustacyjne ich wszystkich smaków(z wielkim żalem,ale już nie zdążyliśmy spróbować) za 12 zł. Jeśli kiedyś jeszcze będę w Toruniu, to na pewno tam wrócę.
#Dzień 2
Po nieudanym obiedzie poprzedniego dnia, postanowiliśmy, że poszukamy jakiegoś lepszego miejsca. Chodziliśmy po starówce i szukaliśmy, aż trafiliśmy na miejsce obok którego przechodziliśmy bardzo często (nawet pierwszego dnia się pytałam Mariana, czy podejdziemy,ale wybrał bar mleczny). Jadwiga na ulicy Chełmińskiej z zewnątrz trochę nie zachęcała, do tego nie mogłam znaleźć żadnych opinii w internecie z telefonu, dlatego jednak drugiego dnia niezbyt chciałam tam iść, ale znowu skusiliśmy się dzięki tablicy wystawionej przed budynkiem - danie dnia 19 zł - zupa pomidorowa, a do tego kotlet schabowy z ziemniakami i surówkami i promocja na lane piwo 4 zł. Muszę przyznać, że zupa była przepyszna! Lekko pikantna, nawet było widać, że nie jest chemiczna (albo dobrze to maskowali ;) ) bo pływały w niej kawałki cebulki czy pomidorów. Kiedy jedliśmy zupę, słychać było z zaplecza tłuczenie kotletów, smażenie, co uznałam za dobry znak. W drugim daniu wymieniliśmy ziemniaki na frytki (byliśmy miło zaskoczeni, że bez żadnej dopłaty). I drugie danie również powaliło nas na kolana. Przepyszne i świeże surówki (nawet Marian, który nie jada surówek się zajadał), kotlety rozpływały się w ustach. Za dwa obiady, dwa piwa(jedno z sokiem) wyszło 46,5. W końcu byliśmy najedzeni i zadowoleni. Zdjęcia zupy niestety nie posiadam,ale wrzucam drugie danie.Niestety knajpa kuchnię ma na chwilę obecną czynną tylko od środy, więc następnego dnia już nie mogliśmy się tam wybrać.
Na kolację postanowiliśmy pójść do Da grasso przy Franciszkańskiej 20, ponieważ jeszcze w domu zakupiłam groupon na pizzę 42 cm z dodatkową zniżką - wyniosło nas to 18,69 zł. Nigdy nie jadłam w Da Grasso, ale pomyślałam, że skoro to grouponowa pizza, to pewnie będzie gorszej jakości. Na szczęście okazało się zupełnie inaczej i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że zaraz po domowej pizzy robionej z moją siostrą, była to najlepsza pizza,albo mogła się jej równać. Wybraliśmy smaki Polska i Pollo Con Broccoli. Do tego wybraliśmy dwa czosnkowe sosy( które były gratis). A poniżej zdjęcie :)
# Dzień 3
Dzień wyjazdu, mieliśmy mało czasu do odjazdu polskiego busa, więc mniej więcej wcześniej wiedzieliśmy gdzie chcemy iść. Wybraliśmy Manekin. Siostra mi odradzała, znając opinię jej znajomych,że jest przereklamowany, jednak postanowiłam spróbować. Długo nie mogliśmy zdecydować się, jakie danie wybrać, ale w końcu się udało. Marian wybrał z działu ,, naleśniki zapiekane z serem" lasagna mięsna, ser żółty, sos pomidorowy i beszamel za 14,5 zł, ja wybrałam z działu naleśniki primavera( są one pod przykryciem pomidorów z sałatą lodową) z shoarmą z kurczaka, cebulą, serem żółtym i sosem za 16,5zł. Wybrałam do tego dwa sosy - czosnkowy i beszamelowy ciepły (jeden sos był w cenie, dodatkowy kosztował 1 zł). Muszę przyznać, że danie Mariana było przepyszne, pomimo, że troszkę przypalone od spodu. Ale mój naleśnik był do zjedzenia, jednak dałam radę zjeść tylko pół. Był bardzo zapychający, ale nie w takim przyjemnym znaczeniu,tylko trochę był suchy w środku. Sos beszamelowy był najgorszym sosem beszamelowym jaki jadłam. Dlatego pomimo, że naleśniki wyglądały bardzo okazale, ja na moje danie bym się drugi raz nie skusiła, wybrałabym coś z działu Mariana ale jak wiadomo wszystko jest kwestią gustu.
Za dwa dania i do tego herbatę i sok pomarańczowy zapłaciliśmy 41 zł, dlatego myślę, że mimo wszystko warto odwiedzić to miejsce i spróbować :).
A może Wy macie jakieś miejsca z przystępnymi cenami do polecenia? Na Wasze odpowiedzi czekam w komentarzach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz